Od marzenia do rzeczywistości: Jak zbudowaliśmy kampera Mercedes Vario 4×4 i zamieniliśmy 4 ściany na dalekie horyzonty
Wszystko zaczęło się od cichego szeptu, od przelotnej myśli, która narodziła się w naszych głowach podczas pandemii: a gdyby tak z miłości do podróżowania uczynić styl życia?
Jesteśmy Marta i Gabriele, polsko-włoska para, która spędziła wiele lat podróżując po świecie, często off-road. Francja, Włochy, Botswana, Kirgistan… Overlanding stał się integralną częścią naszego sposobu podróżowania, postrzegania świata i obcowania z naturą w odległych zakątkach naszej planety. Poczucie wolności i zapach przygody przestały być dla nas jedynie chwilowym wytchnieniem podczas wakacji. To stało się naszą rzeczywistością.
I tak oto podjęliśmy decyzję: zamiast kupować mieszkanie, jak wszyscy nasi znajomi, postanowiliśmy zainwestować w nasze marzenie. Chcieliśmy żyć tak, jak podpowiadały nam serca, a nie jak oczekiwało od nas społeczeństwo.
Od myśli przeszliśmy do czynów. Przez dwa lata poszukiwaliśmy odpowiedniego pojazdu, który sprostałby naszym wymaganiom i zmieścił się w budżecie. W końcu wybór padł na Mercedesa Vario: 7,5 tony, napęd 4×4, nie za mały, ale też nie za duży. Zależało nam na starszym modelu, bez zbędnej elektroniki, która mogłaby sprawiać kłopoty w Azji czy Afryce, oraz z silnikiem, który wytrzyma wiele tysięcy kilometrów.
Gdy tylko zobaczyliśmy ogłoszenie sprzedaży idealnego Mercedesa Vario, nie zastanawialiśmy się długo. Po 48 godzinach był nasz! Nie mieliśmy jednak doświadczenia ani warunków, aby zbudować nasz wymarzony dom na kółkach samodzielnie, więc postanowiliśmy powierzyć to zadanie profesjonalistom. Wybór padł na firmę Adventure Truck z Polski.
Początkowo firma wydawała się rzetelna, a właściciel sprawiał wrażenie osoby, która zna się na rzeczy. Zanim powierzyliśmy im zabudowę naszego Vario, odwiedziliśmy ich siedzibę i byliśmy nastawieni jak najbardziej pozytywnie. Niestety, z czasem zaczęły wychodzić na jaw problemy…
Pojazd miał być gotowy w dziewięć miesięcy, według początkowych ustaleń, ale został ukończony dopiero po dwóch latach i czterech miesiącach. Zostaliśmy zmuszeni do zamieszkania w warsztacie, aby upewnić się, że nasz kamper w końcu z niego wyjedzie cały i zdrowy.
Jak do tego doszło?
Termin ukończenia auta był wielokrotnie przesuwany, mimo licznych zapewnień, że „będzie gotowe za miesiąc, na 99%”. W pewnym momencie właściciel firmy przestał odpowiadać na nasze wiadomości i telefony. Zaniepokojeni, przyjechaliśmy do Polski z Rzymu, gdzie mieszkaliśmy na stałe, aby osobiście zobaczyć, co się dzieje. Na miejscu okazało się, że firma wydała około 55 000 euro z naszej inwestycji na inne potrzeby i po naszych pieniądzach nie było śladu. Byliśmy przerażeni, myśląc, że straciliśmy połowę naszych oszczędności – oszczędności życia. Wydawało się, że to był koniec.
Byliśmy pewni, że mamy wszystko pod kontrolą i regularnie odwiedzaliśmy firmę, aby kontrolować postępy. Niestety, właściciel okazał się nieuczciwy, pokazywał nam części, które rzekomo zostały zakupione dla nas, prosząc jednocześnie o kolejne wpłaty. Później okazało się, że części te należały do innych klientów lub też zostały zakupione dla nas, ale zamontowane w pojazdach innych klientów.
Po konsultacji z prawnikiem rozważaliśmy zgłoszenie sprawy na policję i do prokuratury. Właściciel firmy błagał nas jednak o szansę na dokończenie zabudowy, twierdząc, że sam miał sporo problemów i nie zrobił tego celowo. Zgodziliśmy się, widząc w tym najszybszy sposób na odzyskanie przynajmniej części naszej inwestycji. Zdecydowaliśmy, że nie opuścimy warsztatu, dopóki prace nie zostaną zakończone. Nie mieliśmy w ogóle zaufania do tego człowieka.
Auto miało być gotowe w dwa miesiące, ale trwało to kolejne jedenaście, które spędziliśmy, mieszkając w warsztacie, w kamperze wyposażonym jedynie w podstawowe instalacje. Nie było to rozwiązanie komfortowe, ale zacisnęliśmy zęby i czekaliśmy, mając możliwość testowania wszystkiego na bieżąco. Lista problemów była jednak długa: przeciekające okna, nieszczelny system hydrauliczny, błędy w montażu… Zresztą nie ma się co dziwić, że wiele rzeczy było wykonanych źle. Wyliczyłam, że nad naszym pojazdem przez cały okres zabudowy pracowało około 18 różnych pracowników, więc zabrakło ciągłości pracy i jednej wizji – przemiał personelu w Adventure Truck był dość spory.
Samo auto również ucierpiało. Przez miesiące nie mogliśmy uruchomić silnika – okazało się, że ktoś zamontował kable na odwrót w rozruszniku. Części były pogubione, a te zastępcze nie zawsze spełniały swoją rolę. Kabina została przymocowana do podwozia w 2 punktach zamiast w 4, niedokręcone koła, bagażnik dachowy z 2 kołami zapasowymi trzymał się na słowo honoru. Początkowo baliśmy się pokonywania kilometrów autem, które w każdej chwili mogło się rozpaść. Na szczęście mieliśmy możliwość na bieżąco reagować na wiele problemów i uniknąć poważniejszych kłopotów w trasie, które mogły skończyć się tragicznie.
John Lennon powiedział kiedyś: „Życie to to, co się dzieje, gdy jesteś zajęty robieniem innych planów”.
Choć wszyscy chcielibyśmy, aby wszystko szło zgodnie z naszymi planami, nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć, co nas czeka. Kiedy zaczęliśmy ten projekt życia, wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo i że na naszej drodze pojawią się różne trudności. To nas nigdy nie przerażało, ale nie oznacza to, że nie baliśmy się porażki.
Zmierzenie się z bolesną rzeczywistością nie jest przyjemne. Prawnicy, policja, oskarżenia, wymówki, kłótnie, puste obietnice… Czuliśmy, że implodujemy w środku, ogarniała nas czysta rozpacz, która w sumie do niczego nie prowadziła. To, co nas uratowało, to wewnętrzna zmiana, akceptacja faktów – cała przygoda z zabudową naszej ciężarówki nie poszła zgodnie z naszymi planami. Wytrwaliśmy do końca i jesteśmy dumni z tego, że nie pozwoliliśmy, aby napotkane przeszkody zniszczyły nasze marzenie. Przed nami jeszcze wiele poprawek, ale damy sobie radę sami.
Wierzymy, że nic nie dzieje się przypadkiem, a to, co nas spotkało, było testem – testem naszej determinacji i gotowości na nowe życie. Jesteśmy gotowi! Teraz, kiedy to wszystko jest już za nami, czujemy ogromną ulgę i radość. Kiedy rano patrzymy przez okno i widzimy piękne dzikie krajobrazy, kiedy planujemy trasę na kolejne dni czy tygodnie, nasze serca biją szybciej, i jest dla nas jasne, że może i było bardzo ciężko, ale na pewno było warto.
Komentarze